Pełna Kampinoska na dwa razy

Na blogu była już Kampinoska Połówka i Kampinoskie 3/4, teraz – na zakończenie trylogii – pora na najdłuższy akcent… ale serwowany w dwóch wariantach. Przejedźmy się rowerem szosowym dookoła Kampinoskiego Parku Narodowego trasą zwaną Giro di Kampinos.

Który jest lepszy? Trudno powiedzieć, bo każdy ma swoje niepowtarzalne miejsca. Pewne jest natomiast to, że pierwszy jest dłuższy, a także bardziej kręty i różnorodny. Obie trasy biegną jednak tak, że nic nie stoi na przeszkodzie, by je ze sobą nieco pomieszać i uzyskać własną oryginalną miksturę.

Skok w bok?

Podróż w głąb „Kampinosu” zaczynamy od ul. Rolnicznej w Łomiankach (zobacz, jak dojechać tu z metra Młociny). Na początek czeka nas monotonne 15 km przez chaotyczne przedmieścia i pola. Jeśli jednak macie zapas mocy i wewnętrzną ciekawość świata, polecam odbić w bok w Łomnej na południe w kierunku Palmir, dzięki czemu przez gęsty las dojedziecie do cmentarza w Palmirach. Nekropolia ta upamiętnia ofiary tzw. Akcji AB, w ramach której między 1939 a 1941 r. hitlerowscy żołnierze wymordowali 1,7 tys. osób, w dużej mierze inteligencji (grób swój ma tu m.in. olimpijczyk Janusz Kusociński).

Tuż obok znajduje się z kolei Długie Bagno, gdzie ciekawostką przyrodniczą jest chamedafne północna. Roślina wprawdzie pospolita na Syberii, ale to właśnie w tym miejscu sięga najbardziej na południe.

Jeśli zdecydowaliście się na ten skok w bok, niestety na standardową trasę trzeba wrócić tą samą drogą. Dalszy odcinek (Palmiry – Truskaw) to najpierw paskudny bruk, a później jeszcze paskudniejsza gruntówka.

Dwie twarze kampinoskiej wsi

Oba warianty rozdzielają się przy Kazuńskich Łąkach – miejscu szczególnie ciekawym w drugiej połowie lata, gdy pięknie kwitnie tu krwawnica pospolita. Wbrew pozorom nazwa nie bierze się od czerwonego koloru kwiatów, ale od tego, że zawarte w roślinie substancje ponoć skutecznie tamują krwawienie.

W wariancie dłuższym po równiutkim asfalcie wjedziemy do Kampinoskiego Parku Narodowego we wsi Brzozówka. Naszą uwagę przykują tu soczyście zielone łąki, zagajniczki, ale przede wszystkim ładnie zadbane, nowe lub wyremontowane wille. Przy odrobinie szczęścia w tym zacisznym miejscu można spotkać łosia.

Po przekroczeniu drogi wojewódzkiej krajobraz wioskowy wyraźnie się zmienia. Zagajniczki będę jakby bardziej dzikie, a zabudowa (i nawierzchnia drogi) jakby bardziej zapuszczona. Wszystko dlatego, że od wielu lat park narodowy powoli, acz systematycznie prowadzi tu wykup prywatnych gruntów. Warto wspomnieć, że jeszcze w latach 70. teren KPN zamieszkiwało 20 tys. mieszkańców, a dziś jest ich tylko 6 tys.

By odciągnąć naszą uwagę od paskudnego asfaltu, warto zwrócić uwagę na otaczające nas krajobrazy. To właśnie w tym miejscu najpiękniej w całej Puszczy Kampinoskiej kontrastuje ze sobą pas bagienny z pasem wydmowym. W telegraficznym skrócie ten pierwszy jest pozostałością po korycie pra-Wisły, a drugi – po wyspach, które na tej rzece powstały. Jako ciekawostkę warto dodać fakt, że gdyby pęknął wał powodziowy, teren ten teoretycznie byłby narażony na zalanie wodami Wisły! Druga ciekawostka jest taka, że jedna z mijanych tu wydm jest najwyższa w całej Puszczy – jej wysokość względna to 30 metrów. Nic dziwnego, że pobliskie szlaki są uwielbiane przez miłośników MTB.

Cierpliwe znoszenie dziur w drogach w końcu zostanie nam wynagrodzone we wsi Górki. Tu skręcimy w prawo i wjedziemy na równiusieńki asfalt wylany tu w 2017 roku. Poprowadzi nas on przez jedne z najdzikszych i najmniej przekształconych terenów KPN, gdzie swoje siedlisko mają m.in. wilki.

Śladami Olendrów, czyli Niemców

Tymczasem w wariancie krótszym będziemy jechać śladami Olendrów, zwanych niekiedy Holendrami. W dużym skrócie byli to osadnicy głównie niemieccy, którzy osiedlali się tu od XVI wieku, by robić to, co doskonale potrafili – uprawiać żyzne, choć często zalewane przez fale powodziowe tereny. Zawirowania historyczno-polityczne sprawiły, że od początku XX wieku ich populacja stale spadała, by po II wojnie zniknąć zupełnie.

Za miejscowością Grochale zjedziemy na nowy asfalt, który będzie biec wzdłuż wiślanego wału. Rządni ładnych widoków Królowej Polskich Rzek mogą wjechać na samym początku tej drogi na wał.

Jadąc dalej na zachód, możemy wypatrywać śladów po Olendrach – będą to głównie stare drewniane chałupy, których cechą charakterystyczną jest wybudowanie ich na niewielkich wzgórkach. Wszystko oczywiście po to, by nie były zalewane przez coroczne wezbrania Wisły.

Po paru kilometrach dobije do nas dłuższy wariant. Oba dojadą do Secymina, gdzie znajduje się kolejny ślad po Olendrach, czyli drewniany dawny zbór luterański. Rządni widoczków mogą z kolei odbić kawałek po betonowych płytach do miejsca, gdzie kiedyś istniała przeprawa promowa przez Wisłę, a dziś to ulubione miejsce okolicznych amatorów moczenia kija w wodzie.

Na kolejny ślad po Olendrach natrafimy po zjechaniu na drogę wojewódzką we wsi Gorzewnica – szyld poprowadzi nas tu do dawnego cmentarza ewangelickiego, gdzie naszą uwagę zwrócą inskrypcje w języku niemieckim.

We wsi Śladów warianty się rozdzielają. Na tym dłuższym proponuję zjechać kawałek w kierunku Wisły za znakami szlaku niebieskiego, by zobaczyć ładny widok nie tylko na rzekę, ale i znajdujące się po drugiej stronie zabytkowe miasteczko Czerwińsk nad Wisłą.

Za Śladowem na krótką chwilę wracamy na drogę wojewódzką tylko po to, by zaraz skręcić w lewo, tak jak kieruje nas znak na szkołę. Na końcu lokalnej drogi dojedziemy do bodaj najbardziej klimatycznego i dobrze zachowanego cmentarza olenderskiego w okolicy.

W wariancie krótszym kierujemy się w kierunku Sochaczewa tzw. Drogą Jagiełły. Nazwa nieprzypadkowa, bo ponoć to właśnie tędy Jagiełło wraz z wojskami zmierzał w kierunku Grunwaldu (tyle że nie po równym asfalcie) i przeprawiał się przez Wisłę po moście pontonowym do Czerwińska. Gdy po chwili odbijemy w lewo, mogą nas zaskoczyć tory kolejowe. Dziś kursuje nimi turystyczna wąskotorówka, choć jeszcze do lat 80. odbywały się tędy normalne przewozy pasażerskie z Sochaczewa. Z kolei do momentu założenia KPN tory były wykorzystywane również to transportu drewna z pobliskiego tartaku.

Po kilku kilometrach dojedziemy do mostku na Kanale Łasica. To jedno z bardziej urokliwych miejsc w Puszczy Kampinoskiej, do którego można dojechać szosą. Warto wspomnieć, że kanał ten został wykopany w XIX wieku, by odwodnić tutejsze tereny na potrzeby upraw i łąk. Dziś tendencja jest odwrotna. By chronić bagna, władze KPN stopniowo ograniczają przepływ wody i efekty tych działań zaczynają być już nawet widoczne.

Mocny powiew historii

W wariancie dłuższym czekają nas teraz trzy akcenty historyczne. Pierwszy wymaga uruchomienia wyobraźni. Sunąc wąskimi dróżkami pośród łąk, będziemy bowiem mijać tereny Bitwy nad Bzurą. To właśnie tu we wrześniu 1939 r. toczyły się krwawe walki, które miały nie dopuścić wojsk hitlerowskich do stolicy.

Drugiego akcentu historycznego z pewnością nie przegapimy – to obronny kościół w Brochowie wybudowany w XVI wieku. Jak ktoś chce zrobić mu ładne zdjęcie, warto je wykonać od strony Bzury. Co ciekawe, to właśnie w tej świątyni odbył się chrzest Fryderyka Chopina.

A skoro o Frycku mowa, po kilku kilometrach dojedziemy do Żelazowej Woli, czyli miejsca gdzie się urodził i spędził pierwsze lata życia. Dziś jest tu popularne wśród turystów muzeum poświęcone temu kompozytorowi. Warto jednak dodać, że tutejszy dworek wcale nie należał do rodziny Chopinów – ojciec Fryderyka był tu jedynie guwernerem.

Mocny powiew obornika

Ostatnie 50 km będziemy sunąć po niezmiernie monotonnej Równinie Łowicko-Błońskiej będącej ucieleśnieniem stereotypów, jakie inni kolarze mają na temat Mazowsza. Początkowo oba warianty będzie nam nieco urozmaicać towarzysząca nam dolina Utraty, z kolei na krótszym wariancie nieco wcześniej przejedziemy także przez zabytkową Aleję Lipową. Później jednak czekają nas jednak płaskie jak stół pola.

Skąd taki krajobraz? Ano to zasługa ostatniego zlodowacenia. Choć nie dotarło ono na te tereny, to zablokowało odpływ pra-Wisły. Efektem tego było powstanie w tym miejscu rozległego jeziora zastoiskowego. Jego osady dały podstawę do wykształcenia się w tym miejscu żyznych czarnych ziem, na których dziś rosną różnorodne, głównie wymagające uprawy, w tym burak cukrowy.

W miejscowości Białuty warto wytężyć wzrok. Będzie to pierwsze miejsce na tej trasie, z którego można dostrzec zarys warszawskich wieżowców. W linii prostej mamy do nich stąd jeszcze ponad 30 km.

Na marginesie warto dodać, że jazda przez tutejsze pola przy mocnym wmordewindzie potrafi naprawdę zrobić z człowieka miazgę. Jeśli nie jesteście na to gotowi, możecie jechać bardziej osłonięta od wiatru drogą wojewódzką 580.

Trasę możemy zakończyć – podobnie jak w przypadku reszty kampinoskiej trylogii – na rynku w Starych Babicach, gdzie czeka na nas coraz bogatsza oferta gastronomiczna. Ja polecam chociażby gruzińską piekarnię. (zobacz, jak wrócić stąd do metra Młociny)

Wujek dobra rada

  • Ruch na trasie jest początkowo średni, a później znikomy, by później w okolicach Warszawy znów nieco przybrać na intensywności.
  • Jakość dróg generalnie dobra. Na długim wariancie wyjątkiem jest wspomniany w opisie odcinek od DW579 do Górek, a na krótszym – okolice kanału Łasica.
  • Jak na mazowieckie standardy, warto się przygotować na relatywnie długie odcinki bez zaopatrzenia (szczególnie w wariancie krótszym). Może się zdarzyć nawet ponad 20 km bez sklepu.

9 myśli na “Pełna Kampinoska na dwa razy”

  1. Serwus, fajna strona, coś sporo więcej niż gotowe traski na komoot czy stravie – szczegółowy opis robi różnicę i motywuje do spróbowania, dobra robota. Właśnie się przymierzam żeby jutro zrobić dłuższą wersję Kampinosu. Mógłbyś jeszcze rozważyć oznaczenie jakoś na mapie wodopojów na trasie (spożywczaki, stacje benzynowe, kawiarnie/restauracje) – bardzo ułatwia planowanie tym co nie znają trasy.

  2. W Nowym Secyminie, tuż przy wale wiślanym jest świetna knajpa – Secy za wałem. Polecam, bo naprawdę jedzenie wymiata. Na trasie trzeba coś zjeść – tutaj warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.