Kampinoskie 3/4, czyli pustynia, ufo i wilki

Propozycja tej kolarskiej trasy jest tylko nieznacznie dłuższa niż kultowa Kampinoska Połówka, ale czeka nas tu zdecydowanie więcej atrakcji – od przyrodniczych, przez historyczne, po… paranormalne.

W pustyni…

Pierwsze 20 kilometrów jest identyczne jest w przypadku Kampinoskiej Połówki, więc nie będę już powtarzać opisu, jak fascynująca jest jazda ul. Rolniczą z Łomianek (szczególnie przy silnym wmordewindzie) (zobacz, jak dojechać tu z metra Młociny). Ciekawie robi się za skrzyżowaniem dróg wojewódzkich 579 i 899, gdy odbijemy na Leoncin. Po zjechaniu na drogę powiatową skręcamy w pierwszą drogę w lewo – niestety, będzie to grząska piaszczysta ścieżka, ale warto na bardzo krótką chwilę zacisnąć zęby, bo zaraz naszym oczom ukaże się pustynia… no… coś w ten deseń. Mowa o Grochalskich Piachach. Jeszcze kilka dekad temu, gdy Puszcza Kampinoska była intensywne eksploatowana gospodarczo, takich obszarów (zwanych fachowo polami przewianych piasków) było znacznie więcej. Do dziś ostał się tylko ten, a to dzięki temu, że od czasu do czasu teren ten używany jest jako poligon wojskowy.

Zachwyciwszy się mazowiecką pustynią, wracamy na asfalt i kierujemy się na Leoncin. Kto chce, niech jedzie prosto, choć – biorąc pod uwagę, że nie jest to jakaś fascynująca miejscowość, a prowadzący do niej asfalt jest wątpliwej jakości – sugeruję ominąć ją lokalnymi dróżkami, które tworzą coś w rodzaju obwodnicy tej wsi (tak też segment ten jest nazwany na Stravie). Miniemy tu chociażby wioskę o wdzięcznej nazwie Gać, która w 2012 roku zasłynęła… lądowaniem ufo w kształcie… wiadra. Na ile w wydarzenie to zamieszany był pobliski sklep monopolowy, do dziś nie ustalono.

…i w puszczy

Za Leoncinem skręcamy w lewo w kierunku miejscowości Górki. Teraz czeka nas kilka kilometrów po równiutkim asfalcie przez najcenniejsze przyrodniczo obszary Kampinoskiego Parku Narodowego, gdzie ponoć chętnie przebywają wilki. Droga jest wyjątkowo urokliwa, choć co bardziej dociekliwi mogą zapytać, kto wpadł na pomysł, by wylać tu asfalt i dopuścić ruch z prędkością 90 km/h. Zainteresowanych kulisami tej kontrowersyjnej inwestycji odsyłam TU.

Po paru kilometrach sunięcia przez sosnowe starodrzewy naszym oczom ukażą się rozległe łąki. Tu musimy podjąć decyzję o wariancie trasy. Ja sugeruję jechać prosto, choć będzie się to wiązało z pokonaniem 2 km po (w miarę przyzwoitej) gruntowej drodze. Ci, którzy wolą trzymać się asfaltu, niech skręcą w lewo. Atrakcją tego wariantu jest malownicza kręta dróżka (niestety mocno dziurawa), która biegnie wzdłuż najwyższych w Puszczy Kampinoskiej wydm (ich wysokość sięga nawet 30 metrów).

Jadąc standardowym wariantem prosto, wjeżdżamy do miejscowości Górki. Naszą uwagę przykują rozległe, soczyście zielone łąki. Warto wiedzieć, że jeszcze na początku XIX wieku były tu trudnodostępne bagna, które jednak zostały zmeliorowane i osuszone. Dziś natura powoli wraca jednak po swoje. Kampinoski Park Narodowy pomału, acz konsekwentnie wykupuje bowiem prywatne grunty (okolice Górek są najszybciej wyludniającym się miejscem w tej części Mazowsza) i spowalnia odpływ w kanałach.

Skoro o kanałach mowa, warto wspomnieć o mijanym przez nas Kanale Zaborowskim, który w czasach okupacji hitlerowskiej był granicą między III Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem.

Jadąc przez Górki polecam choć raz zajechać w bok 2-kilometrową drogą do wioski Zamość – jeden z lepszych przykładów wyludniania się Puszczy.

Za Górkami naszą uwagę przykuje znajdująca się na zakręcie wiekowa obumarła sosna. To tzw. Sosna Powstańców, na której w 1863 r. carscy żołnierze wieszali powstańców styczniowych po przegranej przez nas bitwie pod Budą Zaborowską (ponoć właśnie z tego powodu jej gałęzie są tak dziwnie wygięte). Drzewo przewróciło się w roku 1984 po uderzeniu pioruna.

Kawałek za ową sosną asfalt odchodzi w lewo w kierunku ośrodka szkoleniowego straży pożarnej (co ciekawe, jeszcze przed wojną był tam tartak, do którego dochodziły tory kolejki). Niestety, my jedziemy prosto na tortury, które zgotuje nam zapowiedziane 2 km gruntówki. Ale nie ma się co spieszyć i irytować, tylko podziwiać okoliczne starodrzewy! Okolica ta uznawana jest za jeden z lepiej zachowanych fragmentów Puszczy Kampinoskiej. To właśnie tu przed wojną ustanowiono jeden z pierwszych rezerwatów w tych lasach (Nart), który później był argumentem na rzecz powołania parku narodowego. Jako ciekawostkę warto dodać, że po drodze miniemy Sosnę Królowej Bony, która jest ponoć najstarszym drzewem tego gatunku w całym KPN (szacuje się, że liczy sobie około 200 lat).

Gdy pod naszymi kołami znowu znajdzie się asfalt, to znak, że wjechaliśmy na północy pas bagienny – znacznie bardziej dziki niż południowy (tj. ten porośnięty przez łąki w okolicach Górek). Jeszcze tylko parę kilometrów i czeka nas jedyny (i dość konkretny jak na Mazowsze) podjazd tej trasy – na krótkim odcinku zwiększymy pułap o około 20 metrów, tym samym opuścimy zarówno pradolinę Wisły, jak i Kampinoski Park Narodowy, a jednocześni wjedziemy do wsi Kampinos. Jak nietrudno się domyślić, to właśnie od tej miejscowości swoją nazwę bierze zarówno park, jak i puszcza. Co ciekawe, do dziś językoznawcy nie są pewni, jaka jest geneza tego słowa. Jedna z teorii mówi, że wzięła się od kapania źródeł, które ongiś tryskały ze stoku pradoliny.

Sam Kampinos nie jest szczególnie ciekawy – jedyna rzecz warta uwagi to nietypowy drewniany kościół z XVIII wieku. Wieś wydaje się natomiast świetnym punktem na aprowizację – sporo tu sklepów spożywczych, jest i stacja benzynowa z kawusią.

Szukaj wiatru w polu

Z Kampinosu możemy już wrócić do Warszawy prosto jak w mordę strzelił drogą wojewódzką. Jeśli jednak jesteście jeszcze w stanie wycisnąć z siebie trochę watów, polecam pojechać kawałek na zachód, a następnie odbić w lewo w kierunku wsi Łazy i Zawady. W tej pierwszej uświadczymy urokliwą aleję im. Fryderyka Chopina, wzdłuż której rośnie blisko 800 zabytkowych i dorodnych lip. Gdy się skończą, wjeżdżamy do wsi Zawady ładnie położonej na niewielkim stoku doliny Utraty.

Dalej czekają nas już tylko ciągnące się kilometrami pola, przez które możemy przejechać na kilka sposobów. Ten oznaczony na mapie pozwoli minąć kilka mniejszych ciekawostek krajoznawczych:

  • Objeżdżając Leszno ulicą Fabryczną, najpierw miniemy park Karpinek, gdzie jeszcze do niedawna rosło najgrubsze drzewo w Polsce. Lesznowska Topola, bo o niej mowa, miała aż 14 metrów obwodu! Dziś ostał się po niej ino pień.
  • Niemal w samym centrum Leszna gorąco polecam odwiedzić Cukiernię Klimatyczną. Jeśli nie dla wyśmienitych wypieków, warto tam wpaść choćby dla szalenie sympatycznej Pani Właścicielki! (więcej o coffee ride na Mazowszu)
  • Kawałek dalej, również po lewej, miniemy zabudowania dawnej cukrowni Michałów. Jeszcze do lat 90. była jednym z najważniejszych pracodawców w miejscowości.
  • Zaraz za cukrownią dojrzycie całkiem pokaźnych rozmiarów zabytkowy pałac z XVIII wieku.
  • Z kolei gdy skręcicie w prawo w wojewódzką, po waszej lewej można dopatrzyć się śladów ledwo widocznej wąskotorówki, która ongiś obsługiwała wspomnianą cukrownię.
  • Nietypową ciekawostką architektoniczno-planistyczną jest osiedle Villa Campina w miejscowości Kaputy. Wątpliwy jest zarówno styl, jak i lokalizacja (pośrodku pola). A zaraz za nim jak grzyby po deszczu rosną kolejne zabudowania. I to nie tylko jednorodzinne domy, ale i bloki!

Sunąc tak po niemiłosiernie płaskim (nawet jak na Mazowsze) terenie, na usta może cisnąć się pytanie, jak to się stało, że natura nie usypała tu choćby malutkiej hopeczki. Ano, wszystko dlatego, że jedziemy po dnie dawnego jeziora, które powstało tu po przegrodzeniu pra-Wisły przez lądolód.

Honorowy finisz możemy zrobić np. w Starych Babicach, gdzie czeka nas z roku na rok coraz bogatsza oferta gastronomiczna – od fast foodów, przez pierogarnie i pizzerie, po piekarnię gruzińską (tę ostatnią polecam). (zobacz, jak wrócić stąd do metra Młociny)

Wujek dobra rada:

  • Pomijając wspomniane 2 km gruntówki, jakość asfaltów jest generalnie bardzo dobra. Mózg wytrzepie nam kilometrowy fragment lokalnej drogi za Gawartową Wolą.
  • Większego ruchu możemy spodziewać się tylko blisko Warszawy.
  • Z zaopatrzeniem nie powinno być problemów. Wyjątek stanowi odcinek przez bezkresne podwarszawskie pola. Stację benzynową uświadczymy w Kampinosie.

5 myśli na “Kampinoskie 3/4, czyli pustynia, ufo i wilki”

  1. Jak się jedzie w odwrotnym kierunku i np. nie chce sie wracać przez Czosnków i Łomianki lub jechać pod wiatr, to trasę można skrócić w Nowym Dworze, gdzie za 10-13 zł można wrócić w 30kilka minut do Warszawy pociągiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *