Mazowsze znane jest wśród kolarzy z wybitnie płaskich tras. Zamiast się jednak wstydzić, bądźmy z tego dumni! Jeśli więc chcecie pokazać przyjezdnym mazowieckie równiny w całej okazałości, zabierzcie ich w tę trasę.
Dotychczas na swoim blogu starałem się proponować takie trasy, by na każdej z nich było choćby kilka wyraźniejszych podjazdów, nawet jeśli to tylko wiadukty. Tym razem będzie jednak zupełnie inaczej! Nie uświadczycie żadnego podjazdu większego niż 5 metrów. Co wcale nie oznacza, że będzie łatwo. Zapewniam też, że nie będzie śmiertelnie nudno.
Główną bohaterką naszej płaskiej wyprawy jest Równina Łowicko-Błońska. Z geograficznego punktu widzenia owa kraina to nic innego jak dawne dno dość sporego jeziora, które powstało tu podczas ostatniego zlodowacenia. To właśnie z tego powodu nie uświadczymy tu żadnych nierówności. Z kolei pozostawione przez to jezioro specyficzne osady sprawiły, że wykształciły się tu bardzo żyzne gleby – w efekcie na trasie będziemy jechać niemal wyłącznie wśród bezkresnych pól.
Z tym też wiąże się jedna z trudności owej wycieczki. Jeśli wyruszycie w nią przy silniejszym wietrze, czeka was bardzo fajny trening siłowy. A że wiatry są na Mazowszu na ogół zachodnie, trasę poprowadziłem tak, by jej pierwsza połowa była jednak nieco od wiatrów osłonięta.
Jako punkt startowy (podobnie jak w wielu innych trasach opisanych na tym blogu) przyjąłem kameralny ryneczek w Starych Babicach. Skoro motywem wycieczki jest płaskość, warto wspomnieć, że po kilku kilometrach dotrzemy do wsi Lipków, gdzie na Stravie ktoś oznaczył segment ze słowem „hopka” w nazwie. Cóż, Mazowszanin z dziada pradziada wykryje swoimi czułymi nogami nawet dwumetrowe deniwelacje!
Pierwsza krajoznawcza ciekawostka na trasie to Leszno. Teoretycznie wieś, ale praktycznie już miasteczko. Miejscowość wyrosła wokół nieistniejącej już cukrowni, po której ślady dostrzeżemy jeszcze wzdłuż ulicy Fabrycznej. Po kolejnych 10 km dotrzemy do wsi Kampinos. Jak nietrudno się domyślić, to właśnie od niej wzięła nazwę pobliska puszcza i park narodowy (jeśli chcecie lepiej poznać te lasy, polecam trzy trasy: [1] [2] [3]). Pochodzenie samej nazwy Kampinos nie jest natomiast znane – jedna z teorii mówi, że to ponoć od kapania miejscowego źródełka. We wsi naszą uwagę może przyciągnąć niewielki, kameralny kościół z drewna pochodzący z XVIII wieku.
Kolejne 10 km i docieramy do Żelazowej Woli – jak wiadomo, wieś słynie jako miejsce narodzin Fryderyka Chopina i jednocześnie z muzeum poświęconego temu kompozytorowi. Gwoli historycznej poprawności warto nadmienić, że widoczny tu uroczy dworek przycupnięty pośród zadbanego parku nad rzeką Utratą do rodziny Chopinów wcale nie należał i za ich czasów wcale nie był taki uroczy i zadbany. Ciekawych szczegółów odsyłam choćby na Wikipedię.
Zaraz za dworkiem wjeżdżamy do Sochaczewa. Choć to jeden ze starszych mazowieckich grodów, nie uświadczymy tu wielu zabytków. Wszystko dlatego, że na przestrzeni ostatnich wieków miasto było wielokrotnie niszczone – a to w pożarach, a to w potopie szwedzkim, a to w bitwie nad Bzurą. Mijając rynek, warto rzucić okiem w lewo, by dostrzec ruiny zamku książąt mazowieckich. A jeśli ktoś zdążył się już zrobić głodny, polecam sprawdzoną cukiernię Lukrecja – wybór ciast satysfakcjonujący, zaś kawa daje poprawnego kopa. By ją odwiedzić, trzeba jednak nieco zboczyć z trasy (czytaj więcej o coffee ride na Mazowszu).
Jeszcze do niedawna specyficzną atrakcją tej trasy był most nad Bzurą w miejscowości Kompina. Specyficzną, bo konstrukcja była drewniana, a jednocześnie w takim stanie, że nawet przejazd rowerem wydawał się kaskaderskim wyczynem. Ale to już przeszłość, bo latem 2021 r. rozpoczęto w tym miejscu budowę nowej przeprawy. Do sierpnia 2022 r. obowiązuje więc objazd przez most położony tuż obok (Uwaga! Może się on wiązać z krótkim odcinkiem drogi gruntowej).
35 km za Sochaczewem dojedziemy do raju… a właściwie Arkadii. Wieś słynie na całe Mazowsze z pięknego ogrodu romantycznego w stylu angielskim założonego w II połowie XVIII wieku wraz z różnorodnymi budowlami nazwanymi m.in. Grotą Sybilli, Domkiem Gotyckim, Akweduktem czy Przybytkiem Arcykapłana. Niestety, z siodełka roweru niewiele z tego piękna widać. By przyjrzeć się tym zbytkom-zabytkom trzeba zsiąść z roweru (nie wprowadzimy go na teren parku) i opłacić bilet wstępu.
A kolejna podobna atrakcja jest tuż za rogiem – to wieś Nieborów, gdzie zobaczymy imponujący barokowy pałac wzniesiony w XVII wieku wraz z rozległymi ogrodami. Bliskość obu tych wyjątkowych wsi nie jest wcale dziełem przypadku. Wybudowanie ogrodu w Arkadii zleciła bowiem żona właściciela Nieborowa.
Zostawiamy jednak te romantyczne klimaty, by z powrotem wjechać w rejony rolnicze. Teraz niemal do końca trasy czeka nas jazda mocno odsłoniętymi polami. Kto ma słabe nogi, z pewnością będzie wolał jechać tędy z wiatrem. Trzeba bowiem wiedzieć, że o ile Mazowsze jest płaskie, to ta część tego regionu ma jeden z lepszych w kraju potencjałów do stawiania turbin wiatrowych.
Tu dochodzimy do drugiej trudności tej trasy, czyli fatalnych asfaltów. Swego czasu uważałem, że z najgorszych dróg na Mazowszu słyną okolice Grójca. Tam jednak lokalne władze całkiem nieźle uporały się już z tym problemem. Tymczasem w tym regionie czas jakby stanął.
Jeśli zmęczymy się wiatrami i wertepami, warto się zatrzymać na odpoczynek na rynku w Bolimowie. To bardzo klimatyczna miejscowość, która mi kojarzy się głównie z lokalnymi żulikami nienachalnie wchodzącymi w konwersację z kolarzami. Jako ciekawostkę historyczną warto wspomnieć, że to właśnie tu w 1915 roku armia niemiecka po raz pierwszy użyła broni chemicznej. Pierwszy atak okazał się niewypałem, ale już drugi pociągnął za sobą tysiące ofiar.
Kolejny przystanek na trasie to Guzów – moim zdaniem jedna z dziwniejszych wsi na Mazowszu. Z jednej strony mamy tu bowiem zrujnowany PGR wraz z blokami mieszkalnymi w środku pola, a z drugiej strony w XIX powstał tu imponujący pałac. Przez długi czas on również był zrujnowany, choć jakiś czas temu wreszcie ruszyły prace renowacyjne.
Opuszczając Guzów, wjedziemy na długi, prosty i całkiem dobrej jakości asfalt. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że znaleźliśmy się na pasie startowym, tyle że deczko wąskim. Jeszcze nie, ale już niedługo! Oto bowiem przekraczając drogę krajową nr 50, wjeżdżamy na planowany teren Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Opuścimy go, wjeżdżając do wsi Szymanów. Nasz wzrok niechybnie przykują tu wysokie wieże kościelne – świątynia ta została wybudowana w XVII wieku. Tuż obok niej znajduje się zaś całkiem spory pałac z przełomu XVIII i XIX wieku – obecnie mieści się w nim… klasztor sióstr niepokalanek.
Pozostajemy w klimatach religijnych, bo po kilku kolejnych kilometrach jazdy całkiem przyjemnym asfaltem docieramy do Niepokalanowa – założonego w 1927 r. klasztoru o powierzchni aż 28 ha, miejsca działalności świętego o. Maksymiliana Kolbego. Jest to dość popularny cel pielgrzymek, co w niektóre dni da się dość mocno odczuć.
Ostatni ciekawy punkt naszej trasy to Pawłowice. Podobnie jak wcześniej w Guzowie i tu mamy kontrast zaniedbanych zabudowań PGR-u z zespołem dworskim (niestety, mocno już zrujnowanym). Ja jednak lubię tę miejscowość za bardzo ładny widok na Utratę oraz za nietypowy dla tego regionu wyraźny pagórek, na którym wybudowano kościół.
Pozostała część trasy to już pola, pola i jeszcze raz pola. Osiągnięcie celu w Starych Babicach można uczcić skorzystaniem z zaskakująco różnorodnej oferty gastronomicznej – od cukierni, przez piekarnię gruzińską, po pierogarnię i pizzerię.
Wujek dobra rada
- Ruch na trasie generalnie niewielki w porywach do umiarkowanego. Nieco tłoczniej robi się podczas przejazdu przez Sochaczew, koło Arkadii oraz na krótkim fragmencie drogi krajowej nr 50 w Guzowie.
- Jakość dróg, jak wspomniałem, na kilku fragmentach pozostawia wiele do życzenia. W większości asfalt jest jednak dobry.
- Na trasie nie brakuje miejsc do aprowizacji. Przerwę możemy zrobić chociażby w Sochaczewie, Bolimowie czy Niepokalanowie. Przydatne w niedziele stacje benzynowe miniemy w Kampinosie, Sochaczewie (nieco z boku trasy), Kompini, Nieborowie oraz w Teresinie (nieco z boku trasy).
1 myśl na “W mazowieckim królestwie płaskości”