Płocki klasyk, czyli dwie stówki w ładnych okolicznościach przyrody

Gdy kolarz z Warszawy chce zrobić 200-kilometrową pętlę, wybór najczęściej pada na Płock. Trasę tę można poprowadzić na wiele różnych sposób, choć ten jeden jest moim zdaniem zdecydowanie najciekawszy.

Opis trasy zaczynam od centrum Łomianek, gdzie łatwo dojedziecie zarówno z metra Młociny, centrum Warszawy (ścieżką wzdłuż Wisłostrady) oraz prawobrzeżnej części miasta (przez Most Skłodowskiej aka Północny).

W krainie Olendrów

Motywem pierwszej części trasy będą Olendrzy, zwani także Olędrami czy Holendrami. Wprawdzie z obywatelami Holandii mieli oni tyle wspólnego, co Cyganie z Rumunami, ale w dawnych czasach tak przyjęło się na nich mówić. A tak naprawdę byli oni przybyszami z terenów dzisiejszych północno zachodnich Niemiec, którzy począwszy od XV wieku z inicjatywy polskich władców osiedlali się wzdłuż naszych rzek. Dlaczego ich sprowadzono? Już w dawnych czasach było powszechnie wiadomo, że na terenach zalewowych nie brak żyznych gleb, jednak systematycznie wylewające rzeki znacząco utrudniały prowadzenie skutecznej gospodarki rolnej. Olendrzy mieli jednak na to swoje sposoby! Ale zawiłe dzieje historii Polski sprawiły, że od XIX wieku liczba tych osadników systematycznie malała, by tuż po II wojnie światowej spaść do zera.

Pierwszy (mocno pośredni) kontakt ze śladami po Olendrach będziemy mieli w miejscowości Dziekanów Leśny, która jeszcze przed wojną nazywała się… Dziekanów Niemiecki. Zresztą na trasie kilka razy miniemy miejscowości z przymiotnikiem „Polski” w nazwie. Ongiś nadawano je właśnie w opozycji do „Niemieckich” części wsi.

Z kolei w Kazuniu Nowym, po prawej, w kępie zarośli, kryć się będzie dawny cmentarz mennonicki, a po lewej – dawny zbór (dokładne lokalizacje tych obiektów znajdziecie TU).

Najpiękniejsze tereny nadwiślańskie zaczną się jednak, gdy opuścimy drogę wojewódzką 575 za wsią Nowe Grochale. Wjedziemy tam na relatywnie nowy, 10-kilometrowy asfalt, który nazywany bywa „Gassami Północy” (jednak nazwa ta ma tyle sensu, co nazywanie Paryża „Warszawą Zachodu”).

Sunąc klimatycznym asfaltem, warto zwrócić uwagę na niektóre okoliczne domy, które ustawiono na niewielkich pagórkach – to właśnie ślady po osadnictwie olenderskim. Takie umiejscowienie gospodarstw sprawiało, że były one mniej narażone na fale powodziowe. Na końcu tej dróżki, po prawej, zobaczymy natomiast drewniany kościół, dawniej wykorzystywany przez protestanckich osadników.

Kolejny ślad po Olendrach zobaczymy, gdy wrócimy już na wojewódzką, w miejscowości Gorzewnica. Skręcając kilkadziesiąt metrów w prawo, dotrzemy do dobrze zachowanego cmentarza z niemieckojęzycznymi inskrypcjami (poprowadzi nas tam znak drogowy). Jeszcze lepiej zachowany cmentarz znajdziemy w Śladowie – z wojewódzkiej trzeba skręcić w lewo, tak jak pokazuje znak kierujący nas na szkołę.

Nieco wcześniej można odbić na chwilę w prawo, by dotrzeć do samej Wisły. Miejsce to jest ciekawe przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze, roztacza się stąd ładny widok na Wisłę oraz Czerwińsk – wyjątkowo atrakcyjne miasteczko, do którego zajedziemy przy okazji innej wycieczki. Po drugie, w 1410 roku to właśnie w tym miejscu król Władysław Jagiełło przeprawił się tu przez Wisłę w drodze na pola Grunwaldu. Po trzecie, co trudno przeoczyć, ustawiono tu pomnik upamiętniający bitwę nad Bzurą w 1939 roku.

Kilka kilometrów dalej przeprawimy się przez ową Bzurę, która zaraz za mostem wpływa do Wisły. Szczególnie pięknie jest tu przy wysokim poziomie rzeki. Po naszej prawej warto zwrócić uwagę na niepozorny ceglany, zrujnowany budynek. To pozostałości po końcowej stacji kolejki wąskotorowej, która ongiś dojeżdżała tu z Sochaczewa.

Gdy ponownie zjedziemy z drogi wojewódzkiej 575, czeka nas kilkadziesiąt kilometrów sielskich, nadwiślańskich krajobrazów. Zobaczymy sporo pól, łęgów (lasów typowych dla terenów nadrzecznych), ogłowionych wierzb czy olenderskich chałup na pagórkach. Co jakiś czas będziemy także mijać znaki drogowe, kierujące nas nad kolejne punkty widokowe nad Wisłą – kto ma czas, niech o nie zahaczy. Ze względu na swoją wyjątkowość obszary te są bowiem chronione w ramach sieci Natura 2000.

W okolicach Świniar naszą uwagę może natomiast zwrócić… duża liczba domostw z nową elewacją. To nie przypadek, bo w 2010 r. w wyniku pęknięcia wału miała tu miejsce spora powódź.

W okolicy miejscowości Wiączemin Polski trasę poprowadziłem nieco inaczej, niż jeździ większość kolarzy. Wszystko po to, by zajrzeć do skansenu osadnictwa nadwiślańskiego, gdzie przeniesiono zagrody z okolicznych wsi. Miejsce małe, ale jakże urokliwe! Do tego można je zwiedzać całkowicie bezpłatnie. Poruszanie się po terenie skansenu możliwe jest jednak tylko z przewodnikiem. Jeśli zatem chcemy zrobić tu tylko krótki „fotostop”, możemy się co najwyżej pokręcić rowerem po parkingu.

Na marginesie warto dodać, że okoliczne tereny są szczególnie popularne wśród płockich kolarzy. Jeśli zawitamy tu w ciepły letni dzień, z pewnością ich tu spotkamy.

Krótka przygoda z Płockiem i młodoglacjałem

Wjeżdżając z powrotem na drogę wojewódzką 575, na krótką chwilę zawitamy na tereny młodoglacjalne, choć na tej trasie nie będzie się to wiązało ani z widokami jezior, ani z pofalowanym terenem (jeśli tego szukacie, zapraszam TU). Krótką styczność będziemy mieli także z tytułowym Płockiem, choć lokalsi mogą wypunktować, że styczność to jedynie homeopatyczna. Zahaczymy bowiem wyłącznie o niewielki fragment wschodnich części miasta.

Ale jeśli ktoś ma siły, polecam pojechać o jeden most dalej i zajechać na tutejszy rynek i zawitać do jednej z miejscowych cukierni czy kawiarni. Płock to naprawdę piękne miasto (ze szczególnie pięknym widokiem na Wisłę) i do tego z jakże bogatą historią. Starczy powiedzieć, że kiedyś był to znacznie ważniejszy gród niż Warszawa. Wjazd do centrum Płocka będzie nas kosztować dodatkowe 8 kilometrów, w tym jeden całkiem solidny podjazd. W dzień powszechni należy się także liczyć ze sporym ruchem na drogach, w szczególności na wąskim moście przez Wisłę. Ale choć raz warto tam zajechać!

Jeśli jednak spieszno nam z powrotem do stolicy, Wisłę przekroczymy szerokim mostem Solidarności. Dzięki temu, że przewidziano tu ścieżkę rowerową, możemy zatrzymać się na środku, by podziwiać zarówno imponujący widok na Wisłę oraz rozpoczynające się tu Jezioro Włocławskie (mniej więcej właśnie do tego mostu sięga cofka od zapory we Włocławku), jak i na samą podwieszaną przeprawę.

Na marginesie warto dodać, że dla mieszkańców Płocka ten otwarty w 2007 roku most był istnym wybawieniem. Dotychczas była tu bowiem tylko jedna przeprawa, do tego wąska, co powodowało gigantyczne korki w mieście.

Z powrotem do stolicy

Po przejechaniu na drugą stronę Wisły najpierw będziemy poruszali się spokojnymi przedmieściami Płocka z dużą domieszką lasów i terenów rekreacyjnych. W Budach Borowickich odbijamy na północ i za chwilę będzie nas czekać pierwszy solidny podjazd na trasie. Wspinając się ponad 40 metrów do góry, opuszczamy dolinę Wisły, by na chwilę zawitać do pagórkowatej krainy zwanej Wysoczyzną Płońską. Po kilku kilometrach znacznie łagodniejszym już stokiem zjedziemy z powrotem ku Wiśle.

(Tu ktoś może zapytać, czy nie da się jechać cały czas doliną, by o kilka kilometrów skrócić trasę? Otóż jeśli chcemy się trzymać asfaltu, to nie. Miłośnicy szutrów i betonowych płyt mogą się jednak na to skusić)

Teraz czeka nas kilkanaście kilometrów znów przez dawną olenderską krainę. Po drodze warto zwrócić uwagę na klimatyczny kościół w Zakrzewie Kościelnym, który zobaczymy po naszej prawej. Ta drewniana świątynia została wybudowana jeszcze w XVII wieku.

Kolejna atrakcja to moim zdaniem jeden z fajniejszych podjazdów na całym Mazowszu. Wspinaczka w miejscowości Drwały to blisko 50 metrów do góry i to z nachyleniem sięgającym 11%! Jako ciekawostkę warto dodać, że w zagajniczku po naszej prawej miniemy pozostałości po grodzisku, które prawdopodobnie pochodzi nawet z VI wieku, a więc z czasów, gdy na terenach tych pojawili się pierwsi Słowianie!

Gdy dojedziemy do drogi krajowej nr 62, czeka nas trudna decyzja co do dalszej trasy. Jeśli czujemy się zmęczeni, sugeruję w Wyszogrodzie przejechać przez most i wrócić do stolicy albo tą samą trasą wzdłuż Wisły, albo przez Sochaczew. Tak czy owak, będzie płasko. Kolejna opcja to jazda DK 62 aż do Modlina. Droga jest równa i jak na krajówkę ruch tu całkiem znośny. Jeśli jednak mamy jeszcze siłę na przygody, polecam jechać zgodnie z trasą zaproponowaną na poniższej mapie, tj. przez Wysoczyznę Płońską. Pojedziemy po całkiem pagórkowatym terenie, który stanowi jedno z najważniejszych zagłębi upraw truskawek. Miniemy także Zakroczym, czyli jeden z najstarszych grodów na Mazowszu, gdzie ongiś była jedna z ważniejszych przepraw przez Wisłę w regionie. Zobaczymy też imponujące, choć zaniedbane pozostałości po ogromnej twierdzy Modlin i przejedziemy przez widły Narwi (nie mylić z Bugiem, który kończy się kilkanaście km wcześniej) i Wisły.

Wujek dobra rada

  • Nawierzchnia na zdecydowanej większości trasy jest bardzo dobra.
  • Wyjeżdżając z Płocka, można nieco skrócić trasę przez Borowiczki-Pieńki. W chwili pisania tego artykułu odcinek ten był jednak kompletnie rozkopany.
  • Ruch drogowy generalnie bardzo mały. Wyjątkiem są fragmenty po DK 62 oraz przejazd przez Narew i Wisłę pod koniec trasy.
  • Jeśli chodzi o zaopatrzenie, na własnej skórze przekonałem się, że w niedzielę może być z tym bardzo ciężko! Nawet przez 50 km możecie nie uświadczyć żadnego sklepu! Kiedyś pewniakiem była stacja benzynowa przy wjeździe do Płocka, ale w 2021 r. została zamknięta. Na sklep czynny w niedzielę na pewno natraficie na 130. kilometrze w miejscowości Miszewo Murowane.

fot. na górze: Flickr/Ministry of Foreign Affairs of the Republic of Poland

1 myśl na “Płocki klasyk, czyli dwie stówki w ładnych okolicznościach przyrody”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.