Szosowa pętla nieco powyżej 100 km na południe od Warszawy? Wybór może być tylko jeden – Warka! Przed nami sporo ładnych asfaltów, historyczne mazowieckie grody, kilometrami ciągnące się sady oraz kawiarnie grzechu warte!
Na mapach na dole strony zaproponowałem dwa nieznacznie różniące się warianty, choć każdy przejeżdża przez tytułowy cel naszej wyprawy. Każdy ma też podobny początek pod hasłem Gassy. Zaczynamy zatem od bezapelacyjnie najpopularniejszej kolarskiej trasy Mazowsza, a może nawet i Polski. Pełno tu szybkich i wściekłych, choć mowa wcale nie o samochodach, ale kolarzach – tych jest tu bowiem zdecydowanie więcej niż blachosmrodów, a wielu z nich prędkości osiąga całkiem pokaźne. Poza tym jest śmiertelnie płasko (jak to w dolinie dużej rzeki), ale i całkiem sielsko. Ot, pola, łąki, zagajniczki i luźna zabudowa.
Pierwszy podjazd czeka nas po około 30 kilometrach. Po nieszczęsnej Agrykoli to zapewne jedna z najbardziej zjeżdżonych hopek w naszym kraju. Całe 20 metrów w górę! Jeśli ktoś poczuł się nią zmęczony, mam dobrą wiadomość – właśnie wjechaliśmy do Góry Kalwarii, a przed nami kultowy kolarski lokal, czyli Góra Kawiarnia. Polecam się tu zatrzymać nie tylko dlatego, „że wypada”, ale również ze względu na całkiem atrakcyjne menu skrojone pod wysublimowane kolarskie gusta.
Siorbiąc tu kawkę i ciamkając ciasteczko, warto się rozejrzeć dookoła, bo znajdujemy się w jednym z ciekawszych miasteczek Mazowsza. Jak sama nazwa wskazuje, to ośrodek kultu religijnego. Zresztą, kiedyś (w XVII wieku) był jeszcze ważniejszy niż dziś, tyle że wówczas miasto nazywało się Nowa Jerozolima. W wiekach późniejszych w miejscowości dominowała zaś ludność pochodzenia żydowskiego, która zwała tę mieścinę Ger – pozostały tu po niej choćby dwie synagogi, kirkut czy dom cadyka.
Zaraz za Górą Kalwarią wjeżdżamy do Czerska. Niech ta senna wioseczka was nie zmyli, bo w średniowieczu była to jedna z ważniejszych osad na Mazowszu. Pamiątką po tych czasach minionej świetności są dość dobrze zachowane ruiny zamku książąt mazowieckich. Choć widoczna tu konstrukcja powstała w latach 1388-1410, to gród obronny istniał tu znacznie wcześniej. Jeśli nie boicie się zostawić roweru, warto wspiąć się na zamkową wieżę, by pozachwycać się widokami na południowe Mazowsze.

A tuż poniżej owego zamku waszą uwagę może przykuć niezwykle fotogeniczne jeziorko. Oto starorzecze – pamiątka po wcale nie tak dawnych czasach, gdy Wisła płynęła tuż u podnóża czerskiej skarpy. To zresztą jeden z kluczowych powodów, dla którego gród ten ulokowano akurat w tym miejscu.
Zjeżdżając w Czersku z owej skarpy, wjeżdżamy w krainę ciągnących się dziesiątkami kilometrów sadów. Oto polskie zagłębie jabłkowe! Po stronie południowej kończy się ono akurat w tytułowym celu naszej podróży. To zresztą kolejne na tej trasie miejsce z fascynującą historią, a także jeden ze starszych i ważniejszych mazowieckich grodów.
Przez wieki swoją popularność Warka zawdzięczała browarom, których sława sięgała nawet poza granice Rzeczpospolitej. Prawdopodobnie stąd zresztą bierze się nazwa miejscowości, tj. od warzenia owego złocistego trunku. Jak można przeczytać na Wikipedii, „w 1577 w Warce zamieszkiwało 30 piwowarów. Dla porównania, w znacznie większej Warszawie było w tym czasie 38 mistrzów piwowarskich. Warka była wówczas drugim co do wielkości ośrodkiem piwowarskim w Księstwie Mazowieckim, a warzone tam piwo doceniane było m.in. przez takie osobistości ówczesnej Europy jak papież Klemens VIII”. Jak powszechnie wiadomo (i o czym przekonamy się na własne oczy), tradycje piwowarskie przetrwały tu do dziś, choć nie w postaci niewielkich rzemieślniczych browarów, ale jednej wielkiej fabryki.
Dodajmy, że Warka zapisała się na kartach historii również jako miejsce ważnych bitew. Najpierw podczas potopu szwedzkiego daliśmy tu solidnego łupnia Skandynawom, zaś w 1944 roku rozegrała się tu zacięta (i zwycięska) bitwa z wojskami III Rzeszy po tym, gdy Armia Ludowa wraz z Armią Czerwoną przekroczyły w okolicy linię Wisły. Wydarzenia te upamiętnia zresztą kilka całkiem rzucających się w oczy monumentów.
Długą i bogatą historię tego miasteczka najlepiej kontemplować na tutejszym kameralnym ryneczku (by do niego dotrzeć, musicie kawałek zjechać z trasy naniesionej na poniższe mapy). Waszej uwadze polecam przede wszystkim Kawiarnię Galeria, gdzie napijecie się dobrej kawy i skosztujecie szarlotki bazującej (mam nadzieję) na lokalnych owocach.

Drogę powrotną do stolicy rozpisałem na dwa warianty – trudno powiedzieć, który lepszy. Pierwszy pozwoli Wam zlustrować całkiem spore tereny tutejszego browaru. Jako ciekawostkę warto dodać, że warzone jest tu nie tylko piwo Warka, ale również Królewskie (ongiś wytwarzane niemal w centrum Warszawy) czy Tatra. Niewątpliwą kolarską atrakcją tego wariantu jeszcze do niedawna było również „wareckie Roubaix”, czyli kilkusetmetrowy odcinek wrednej trylinki. Szczęśliwie pod koniec 2021 r. ostała się po nim tylko nazwa segmentu na Stravie.

Z kolei drugi wariant wiedzie po znacznie spokojniejszych asfaltach biegnących przez serce tutejszego regionu sadowniczego. Żadnych szczególnych atrakcji, tylko ciągnące się kilometrami jabłonie!

Oba warianty schodzą się ponownie w okolicach Chynowa (który stanowi jednocześnie koniec terenów sadowniczych), by za chwilę znów się rozejść. Jeśli wybierzecie wersję I, w Ustanowie polecam odbić kawałek na północ, by zawitać do jednej z najlepszych cukierni w regionie – Karmel & Czekolada. Każdy wypiek to istne dzieło sztuki, które nie tylko pięknie wygląda, ale i wspaniale smakuje!
Kolejna atrakcja trasy to Konstancin-Jeziorna. Podobnie jak o innych miasteczkach na tej trasie, tak i o tym można by napisać sporo. Tu wspomnę jedynie, że kluczowym wyróżnikiem tej miejscowości jest niesamowita różnorodność upakowana na całkiem małej powierzchni. Mamy tu bowiem: park zdrojowy, nowobogackie hacjendy milionerów, zabytkowe wille o efektownej architekturze, bloki mieszkalne, poprzemysłowe tereny papierni, wreszcie pola uprawne, a nawet rezerwat przyrody.
Zaraz za Konstancinem powracamy do stolicy, finiszując w miejscu startu, czyli na wilanowskich błoniach.
Wujek dobra rada:
- W ostatnich latach w okolicy wylano sporo świeżego asfaltu, dlatego na dziury raczej nie ma co tu narzekać.
- Z różnorodnym zaopatrzeniem nie ma na tej trasie najmniejszego problemu. Stacje benzynowe (przydatne podczas niedzielnych i świątecznych wypadów) uświadczymy chociażby w okolicy Góry Kalwarii czy Warki.
- Największego ruchu drogowego należy spodziewać się na drodze krajowej nr 79, ale jak na krajówkę i tak jest znośnie.
Super trasa , pozdrawiam 😀