Spośród dużych polskich rzek to właśnie Bug oferuje najbardziej klimatyczne krajobrazy. Co w nim takiego wyjątkowego? Zapraszam na kolarską wycieczkę, by się o tym przekonać.
Pierwsza unikatowa rzecz to oczywiście wielkość. Bug liczy aż 772 kilometry długości, co czyni go trzecią co do długości rzeką w kraju. Co ciekawe, wraz z Narwią i Wisłą tworzy najdłuższy ciąg rzeczny w Polsce.
Drugi wyróżnik to dzikość – praktycznie na całej długości rzeka biegnie swoim naturalnym korytem, co będzie cieszyć nasze oczy przez całą wycieczkę. Wprawdzie rząd rysuje plany uregulowania tej rzeki i puszczenia tamtędy żeglugi, ale na razie wydają się one tak samo solidne jak milion samochodów elektrycznych.
Trzecia rzecz warta uwagi – szczególnie cenna z punktu widzenia jazdy szosą – to… dostępność wzrokowa. Jadąc wzdłuż Wisły czy Odry, widok rzeki na ogół przesłania nam wał przeciwpowodziowy albo gęste chaszcze. Tymczasem w przypadku Bugu wałów jest niewiele, bo poziom rzeki jest relatywnie stały. To zasługa tego, że jest to rzeka o całkowicie nizinnym charakterze. Inaczej jest choćby w przypadku Wisły czy Odry, które potrafią mocno wzbierać po intensywnych opadach deszczu w górach. Chaszczy wzdłuż Bugu też jest mało, bo niemal po sam brzeg roztaczają się soczyście zielone łąki. Efekt jest taki, że w trakcie naszej wycieczki będziemy mieli tę piękną rzekę wielokrotnie na wyciągnięcie ręki… i aparatu fotograficznego.
Zacznijmy jednak od początku… a w zasadzie od końca
Trasę proponuję zacząć od metra Młociny, skąd kierujemy się prosto w kierunku Zalewu Zegrzyńskiego. Przekraczając ów zbiornik mostem, zapamiętajmy, że jedziemy nad Narwią i to ta rzeka wpada w Modlinie do Wisły, a nie Bug, ani tym bardziej twór zwany przez niektórych Bugonarwią albo Narwiobugiem. Otóż Bug kończy swój żywot naprzeciwko Serocka.
Swoją drogą, jeśli mamy chwilę, warto lekko zboczyć z trasy, by zobaczyć tamtejszy kameralny ryneczek i pobliski punkt widokowy, z którego roztacza się widok na rozległe ujście Bugu do Zalewu (vel Narwi). Ujście będziemy mieli okazję obejrzeć też z drugiej strony – w tym celu po przekroczeniu Narwi skręcamy do miejscowości Kania Polska, gdzie kierujemy się końca asfaltu. Tam zostawiamy na chwilę rower, wdrapujemy się na wał i podziwiamy widok. Wiem, dupy nie urywa, ale z reporterskiego obowiązku fotkę wypada tam zrobić.
Podmiejskie klimaty
Kierując się z powrotem na wschód, zaraz za miejscowością Kania Polska czeka nas mała niespodzianka – odrobina drogi gruntowej. Ale spokojnie, to tylko półtora kilometra, które pokonamy bez większego cierpienia, powracając na asfalt zaraz obok… więzienia. Tak, tak, w tych sielskich okolicznościach przyrody zlokalizowano zakład karny, gdzie osadza się skazanych po raz pierwszy.
Kolejne kilometry pokonujemy wzdłuż spokojnych łąkowo-wioskowych krajobrazów, które na chwilę przerwie nam wyjazd z doliny i krótki przejazd drogą krajową. Później z idyllicznego nastroju wyrwie nas jeszcze Wyszków. Jadąc szeroką ulicą Białostocką, niejeden z nas wspomni, jak to kiedyś, gdy jeszcze nie było „ekspresówki”, stało się tu w gigantycznych korkach drodze na Podlasie czy Mazury.
Szczęśliwie szybko opuszczamy to niezbyt urodziwe miasto i powracamy do sielskich mazowieckich krajobrazów. Znów czekają nas nadbużańskie zielone łąki, miniemy także willowy Brańszczyk, gdzie Warszawka ma swoje działeczki, a następnie przejedziemy kilkanaście kilometrów przez Puszczę Białą do Broku. Zaraz za tym miasteczkiem czeka nas jeden z ładniejszych fragmentów trasy, gdy będziemy jechać tuż obok rzeki nad jej skarpą. Nic tylko cyknąć selfiaczka!
Moment przełomowy
Za Małkinią wkraczamy do Podlaskiego Przełomu Bugu – to region ciągnący się niemal aż do Terespola, gdzie dolina rzeki wyraźnie się zwęża, przecinając pofalowaną równinę morenową. Dla nas oznacza to więcej hopek (a w zasadzie hopeczek), no i jeszcze piękniejsze widoki, tym bardziej że krajobraz robi się tu już naprawdę prowincjonalny (złośliwy powiedziałby, że zadupny).
Tak oto docieramy do miejscowości Nur. Co ciekawe, kiedyś była miastem, a na przełomie średniowiecza i renesansu nawet jednym z najważniejszych grodów na Mazowszu i jednocześnie stolicą Ziemi Nurskiej. Dziś nic z tej wielkości nie zostało, nawet prawa miejskie. Wieś ma jednak swój urok – szczególnie jej stare drewniane chaty posadowione tuż nad brzegiem rzeki.
Na trasie naszej wycieczki spotkamy zresztą więcej takich zdegradowanych miejscowości. To chociażby wspomniany wcześniej Serock, który w średniowieczu był jednym z najważniejszych mazowieckich grodów i istotnym portem na trasie żeglugi z Rusi do bałtyckiego Truso i Gdańska (jak ktoś nie wie, co to Truso, polecam pogłębienie tematu, choćby na Wikipedii). Inny przykład to Małkinia, ongiś jeden z ważniejszych węzłów kolejowych na wschód od Warszawy, dziś większość schodzących się tu linii albo zlikwidowano, albo straciły na znaczeniu.
Podlasie wita was!
Naszą nadbużańską przygodę tymczasowo przerwie rzeka Nurzec rozgraniczająca województwa mazowieckie i podlaskie. Wyznaczenie tamtędy granicy tłumaczy zapewne, dlaczego na końcowym odcinku tego cieku nie ma żadnego mostu – ot, samorządy się nie dogadały. Cóż, nie ma innego wyjścia, musimy zrobić objazd, ale dzięki temu przynajmniej zajrzymy do Ciechanowca. Przejeżdżając przez to miasteczko, miniemy chociażby Muzeum Rolnictwa, na terenie którego znajdują się m.in. zabytkowe drewniane chaty oraz okazały pałac rodu Starzeńskich.
Wracając powoli w kierunku doliny Bugu, niestety przygotujmy się na porcję gorszych asfaltów. Podskakując na wybojach, naszą uwagę może przykuć chociażby nietypowa architektura kościoła w Perlejewie – swego rodzaju skrzyżowanie zamku obronnego ze świątynią.
Po parunastu kilometrach wreszcie docieramy do drogi krajowej nr 62. Ale spokojnie – ruch jest tu relatywnie niewielki, za to asfalt bajka , a do tego co chwilę będziemy mieli przyjemne hopeczki. Tak docieramy do Drohiczyna, gdzie warto zjechać z krajówki, by wspiąć się na Górę Zamkową – z niej roztacza się jedna z najpiękniejszych panoram na Bug.
Swoją drogą to kolejne miasto (a w zasadzie miasteczko) na naszej trasie, które utraciło swoją rangę. Jeszcze do rozbiorów było stolicą województwa podlaskiego. Dziś Drohiczyn ma znaczenie przede wszystkim religijne, bo jest siedzibą diecezji (rzecz jasna drohiczyńskiej). Z tego też względu w 1999 roku miasteczko odwiedził Jan Paweł II… zresztą, nie trzeba o tym w ogóle pisać, bo przejeżdżając przez to miasto, trudno się tego nie dowiedzieć z licznych pomników, obelisków i pamiątkowych tablic.
Jeśli po 200 kilometrach zaczyna was morzyć głód, polecam wizytę w knajpie „U Ireny” – jedzenie smaczne, regionalne i szybko podane.
Kolejny bardzo ciekawy przystanek na naszej trasie to Mielnik – jeszcze jedna „upadła miejscowość”. Kiedyś była miastem, gdzie do potopu szwedzkiego znajdował się nawet zamek królewski (obecnie to tylko ruiny), dziś to gminna wieś o charakterze letniskowym, malowniczo wciśnięta między wysokie wzgórza morenowe a Bug. To jednocześnie jedno z najwęższych miejsc wspomnianego wcześniej przełomu tej rzeki, gdzie różnica wysokości między brzegiem, a pobliską Górą Uszeście to aż 80 metrów.
Najciekawsza w Mielniku jest jednak (moim skromnym zdaniem) kopalnia kredy, do której można zajrzeć z pobliskiej wieży widokowej. Skąd wziął się tu ten surowiec typowy raczej dla wyżyn niż glacjalnej niziny? Otóż to tzw. kra trzeciorzędowa, a mówiąc po ludzku – całe złoże zostało tu ponoć przyniesione przez lądolód.
Ostatni przystanek w kierunku wschodnim to wioska Niemirów – oprócz (kolejnego) urokliwego widoku na Bug nie ma tu nic szczególnie interesującego. Nim zaczniemy zawracać, można jeszcze podjechać pod sam płot graniczny, ale tylko wtedy, gdy macie przy sobie dowód osobisty – legitymowanie przez straż graniczną macie bowiem jak w banku!
Wracając na zachód, sugeruję zahaczyć o Grabarkę, czyli świętą górę prawosławnych, skąd tryska cudowne (a jakże!) źródełko. Niektórzy zwą ją prawosławną Częstochową, jednak każdy, kto tu przybędzie, potwierdzi, że jest to znacznie spokojniejsze i bardziej klimatyczne miejsce niż oblegana przez tabuny pielgrzymów Jasna Góra.
Wycieczkę możemy zakończyć na stacji kolejowej w Siemiatyczach, gdzie co około 2 godziny odjeżdża pociąg do Siedlec skomunikowany z osobówką do Warszawy.
Wujek dobra rada
- Ruch drogowy jest generalnie umiarkowany lub niewielki. Wyjątek może stanowić wylot z Warszawy aż do Serocka – szczególnie późnym rankiem w słoneczny weekend. Wówczas przynajmniej część tego odcinka możemy objechać przez Stanisławów i Aleksandrów.
- Pewną nawigacyjną zagwostkę może stanowić odcinek tuż przed Serockiem, gdzie zaczyna się odcinek krajówki o charakterze ekspresówki. Można pojechać tak, jak sugeruję. Można też skrócić trasę przez kładkę pieszo-rowerową, a odważni niech walą prosto razem z tirami.
- Jakość asfaltów jest dobra lub bardzo dobra. Wyjątek to odcinek Nur – DK62 oraz Mielnik – Niemirów.
- Możliwości zaopatrzenia po drodze jest co nie miara. Sklepy uświadczymy co kilka-kilkanaście kilometrów w każdej większej wsi. Sporo jest także stacji benzynowych – choćby w: Wyszkowie, Broku, Małkini, Nurze i Drohiczynie.
4 myśli na “Rowerem wzdłuż Bugu aż do ściany (wschodniej)”