Komu to potrzebne, czyli testuję nową serwisówkę wzdłuż S7

Od początku września kierowcy mogą już korzystać z nowego odcinka wylotówki na Kraków w ciągu ekspresówki S7. Za to kolarze mogą się cieszyć z towarzyszących jej serwisówek. Tylko czy jest faktycznie z czego? Nie byłbym sobą, gdybym tego nie sprawdził.

Tak, wiem – jedni kolarze kochają ten typ dróg, a inni nienawidzą. Nie da się jednak ukryć, że czasem po prostu bywają one przydatne. Weźmy zatem pod tym kątem na warsztat nowe serwisówki wzdłuż S7. Powstały one w ramach nowego odcinka drogi ekspresowej od węzła „Lotnisko” przez węzeł „Zamienie” do „Lesznowoli”. Całość jest dość krótka, bo liczy zaledwie 6,6 km.

Serwisówki sprawdziłem już kilka dni po otwarciu inwestycji. Drogi te uświadczymy po obu stronach nowego odcinka S7, przy czym od zachodu jest ich więcej – biegną bowiem między wszystkimi trzema węzłami. Kawałek przy „Lotnisku” to jeszcze stara konstrukcja, o dziwo, o nawierzchni z kostki brukowej. Szybko jednak zamienia się w gładziutki i wygodny asfalt. Później pojawia się też ścieżka rowerowa, przy czym byt to dziwny i kolarzom nieprzyjazny. Choć biegnie bowiem przez szczere pole, to wybudowano tu mnóstwo podjazdów, efekt korzystania z tej infrastruktury jest zatem taki, jakbyśmy płynęli po wzburzonym morzu. Ścieżka ta jednak szybko odbija w bok, by skierować się nad S7 w kierunku Nowej Iwicznej.

Po kilku kolejnych kilometrach dojeżdżamy do węzła „Lesznowola” i tam serwisówka się kończy. Jednocześnie skokowo wzrasta natężenie ruchu, bo to właśnie tędy mieszkańcy choćby Piaseczna wjeżdżają na S7.

Z kolei po przeciwnej, wschodniej stronie S7 serwisówki również są bardzo gładkie i fajne, ale też nieco krótsze. Zaczynają się bowiem kilkaset metrów na północ od „Lesznowoli”, by skończyć swój bieg przy stacji kolejowej Warszawa Dawidy.

Tylko czy nowa infrastruktura jest kolarzom w ogóle przydatna? Moim zdaniem, nie bardzo… choć tylko na razie. Dookoła jest bowiem sporo lokalnych asfaltów, które biegną równolegle do S7, serwisówki te nie oferują zatem jakichś szczególnych skrótów. Natomiast ich kluczową zaletą jest mała liczba skrzyżowań, niemal zerowy ruch oraz dobra nawierzchnia. Czego nie można niestety powiedzieć o sąsiednich asfaltach. Jakiś więc pożytek z nowych serwisówek jest.

Z mojego punktu widzenia infrastruktura ta stanie się znacznie bardziej przydatna, gdy oddany zostanie ostatni brakujący fragment wylotówki S7 na Kraków, czyli między węzłami „Lesznowola” i „Tarczyn Północ”. Wtedy też serwisówkami przejedziemy z Warszawy przez Tarczyn i Grójec aż do Pilicy w okolicy Białobrzegów (z krótką luką koło Tarczyna, którą jednak będzie można łatwo ominąć).

Tylko kiedy to nastąpi? Enigmatyczne zapowiedzi GDDKiA mówią, że „zapewnienie przejezdności ciągu głównego przewidziane jest jesienią br., natomiast zakończenie wszystkich prac w I kwartale 2024 r.”. Czekamy więc!

1 myśl na “Komu to potrzebne, czyli testuję nową serwisówkę wzdłuż S7”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *