Promik, bitwa i megawaty, czyli rowerem na południowy wschód

Tereny na południowy wschód od Góry Kalwarii i Warki wydają się mało popularne wśród stołecznych kolarzy. Całkiem niesłusznie, bo nie brak tam ani dobrych asfaltów, ani ciekawych miejsc. Niniejsza trasa powinna to skutecznie to udowodnić.

Opis zaczynam od rzeczonej Góry Kalwarii, czyli miejsca wyrastającego ostatnio na stolicę mazowieckiego kolarstwa. Stąd szybko jednak zanurzymy się w regiony, gdzie miłośników szosy jest tyle, co kot napłakał. Przekroczywszy parszywy (bo bardzo wąski i ruchliwy) most na Wiśle, po kilku kilometrach wjedziemy na spokojne, soczyście zielone łąki. Kiedyś były tu nieprzebyte bagna porośnięte gęstym olsem (jak w pobliskiej Puszczy Kampinoskiej), jednak gdy (zapewne) w XIX wieku teren ten zmeliorowano, krajobraz zmienił się tu nie do poznania.

Minąwszy owe wilgotne łąki, docieramy do Osiecka leżącego na granicy pradoliny Wisły. Miejscowość sama w sobie niczym szczególnym się nie wyróżnia, choć wiąże się z nią pewien smutny epizod, a mianowicie katastrofa kolejowa z 4 czerwca 1981 r., w której zginęło aż 25 osób. Wskutek zignorowania sygnalizacji, doszło wówczas do czołowego zderzenia pociągu towarowego z osobowym. Na marginesie dodajmy, że dziś „osobówki” już od dawna tu nie kursują.

Za Osieckiem wjeżdżamy w Lasy Garwolińskie – rejon dość rzadko uczęszczane przez kolarzy, choć moim zdaniem bardzo klimatyczny. Na mapie poniżej trasa może wydawać się tu niepotrzebnie skomplikowana, ale wszystko po to, by cały czas trzymać się asfaltu (EDIT: pod koniec 2021 roku wreszcie wylano asfalt, który pozwala skrócić trasę, co uwzględniłem już na poniższej mapie). Zresztą, warto się tu trochę pokręcić, bo asfalty są generalnie dobre, lasy piękne, wioski z oryginalną drewnianą zabudową, a do tego parę razy zdarzy się hopka na 15-20 metrów.

Tak oto po pewnym czasie dotrzemy do Maciejowic – klimatycznej wsi z brukowanym rynkiem, która stanowi dogodny punkt odpoczynku i aprowizacji. Po nieco ponad 5 km dojedziemy do – moim zdaniem – najfajniejszej atrakcji tej trasy, czyli promu Świerże Górne – Antoniówka.

Na początek informacje praktyczne. W internecie możecie znaleźć rozkład kursowania tego statku, ale z mojego doświadczenia wynika, że po prostu kursuje on wtedy, kiedy są chętni. Raczej nie warto zatem cyrklować, by dotrzeć w to miejsce o konkretnej porze. Płynąłem tędy dwa razy i na przeprawę nie czekałem dłużej niż 10 minut. Koszt przewozu roweru to 4 zł.

Prom Antoninówka - Świerże Górne

Kwota ta wydaje się niewielka, biorąc pod uwagę, jak piękne widoki tu uświadczymy. Wrażenie robie nie tylko sama rzeka, ale przede wszystkim Elektrownia Kozienice. Generując moc blisko 3000 MW mocy, jest to jedna z potężniejszych elektrowni opalanych węglem kamiennym w kraju. Aż 1/3 tej wartości wytwarzana jest przez najnowszy blok, który oddano do użytku raptem w 2017 roku. Jego najbardziej widocznym elementem jest chłodnia kominowa o wysokości sięgającej aż 185 metrów.

Warto dodać, że przyszłość tego przyjemnego promu stoi pod znakiem zapytania. W 2019 r. zapadła bowiem decyzja, by wybudować tu most. Po dwóch latach pomysł nie wyszedł jednak jeszcze poza wstępne projekty. Póki więc jest okazja, to choć raz przeprawcie się tym statkiem!

Zjechawszy z promu, dotrzemy do drogi krajowej 79 (ruch nie jest na niej przesadnie wielki), która pozwoli nam obejrzeć kozienicką elektrownię z różnych stron. Co ciekawe, obiekty z nią związane będą nam towarzyszyć jeszcze kilka kilometrów za tym miejscem. Mowa o ciągnących się wzdłuż drogi gigantycznych szklarniach, w których rosną pomidorki podgrzewane wodą z elektrowni.

W miejscowości o wdzięcznej nazwie Ryczywół zjeżdżamy na lokalne, całkiem przyzwoite asfalty. Po kilku kilometrach dotrzemy do Studzianek Pancernych. Drugi człon nazwy tej niewielkiej wioski wcale nie jest przypadkowy, co potwierdza zresztą czołg ustawiony na uboczu drogi.

Studzianki Pancerne

W 1944 r. rozegrało się tu jedno z ważniejszych starć II wojny światowej na terenie Polski. To właśnie w tej okolicy wojska sowieckie oraz Armia Ludowa przekroczyły linię Wisły. Działo się to 1 sierpnia, a więc dokładnie wtedy, gdy w stolicy wybuchło powstanie warszawskie. Nie będę tu wnikać w szczegóły tej bitwy, starczy jednak powiedzieć, że jej przebieg był zacięty, a szala zwycięstwa przechylała się kilkakrotnie na różną stronę.

Razem z ówczesnym frontem kierujemy się na północ, docierając do Warki. Tu 23 sierpnia 1944 roku rozegrała się jedna z ważniejszych bitew polskiego lotnictwa – na pamiątkę tego wydarzenia w mieście wybudowano całkiem pokaźny pomnik w kształcie widelca oraz ustawiono samolot wojskowy (który, nota bene, z tamtymi czasami nie na nic wspólnego). Co ciekawe, miasto zostało wyzwolone z rąk niemieckich dopiero w styczniu 1945 roku… a przynajmniej to, co z niego zostało. Miejscowość mocno ucierpiała bowiem wskutek zażartych walk na okolicznym froncie.

Dziś po wojennej zawierusze szczęśliwie nie ma tu już śladów. Warto więc zrobić pauzę na tutejszym kameralnym ryneczku. Zasłużyliśmy już chyba na kawę i ciastko! A może także na małe piwo? Warto bowiem wiedzieć, że miasto to już od wieków słynie z browarnictwa, istnieją nawet podejrzenia, że to właśnie od warzenia piwa wzięła się nazwa tego grodu. Przekazy historyczne, legendy i utwory literackie potwierdzają, że piwo z Warki ceniono za smak, klarowność oraz kolor, gościło zatem na stołach całego kraju podczas uczt i biesiad. Czy ta renoma dotrwała do dziś? Niech każdy oceni sam! Jeśli zaś chodzi o ciastka, z czystym sumieniem mogę polecić obiekt o nazwie Rynek Kawiarnia-Galeria (więcej o coffee ride na Mazowszu).

fot. Wikipedia/Kgbo

Powrót do Góry Kalwarii proponują trasą najkrótszą, a jednocześnie najpopularniejszą i zdecydowanie najładniejszą, a więc prosto wojewódzką 731 do krajówki nr 79 i dalej bokiem przez sady, obok malowniczych ruin średniowiecznego zamku w Czersku.

Wujek dobra rada

  • Jakość asfaltów jest generalnie bardzo dobra. Niechlubny wyjątek stanowi niecałe 10 km lokalnej drogi przed Łaskarzewem oraz bezpośrednie okolice przeprawy promowej.
  • Po drodze lokalnych spożywczaków jest co nie miara. Niedzielni rowerzyści powinni mieć jednak na uwadze, że ze stacjami benzynowymi jest dość krucho.
  • Jeśli chodzi o ruch drogowy, wybitnie nieprzyjemnym miejscem jest przeprawa przez Wisłę w Górze Kalwarii. U niektórych dyskomfort mogą wzbudzać ponadto dwa krótkie odcinki na DK 79. Poza tym cisza i spokój.

2 myśli na “Promik, bitwa i megawaty, czyli rowerem na południowy wschód”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.