Już wyżej na nizinie się nie da!

Nizina Środkowoeuropejska rozciąga się od Bugu na wschodzie po krańce Belgii na Zachodzie. Proponuję zdobyć najwyższy szczyt tej rozległej krainy. Oczywiście na rowerze!

Tym razem wycieczka szykuje nam się relatywnie długa, choć bez obaw – nie wyjedziemy poza granice naszego kraju. Opuścimy jedynie granice województwa. Proponowana trasa jest zresztą taka, że wszystkie najciekawsze punkty są w województwie łódzkim. Pozwólcie zatem, że nie będę się szczegółowo rozwodzić nad odcinkiem mazowieckim. Wprawdzie na poniższej mapie zaznaczyłem pewną propozycję przejazdu przez ten region, która jest w miarę ładna i z dobrym asfaltem, ale potraktujcie ją raczej jako sugestię.

Pierwsze szczytowanie zaliczymy kawałek na południe od Mszczonowa. Wprawdzie ukształtowanie terenu nie bardzo o tym świadczy, ale znajdziemy się tu w najwyższej części historycznego Mazowsza, na szaleńczym pułapie nieco ponad 200 m n.p.m. Sunąc przez bezkresne sady, dojedziemy do Białej Rawskiej. Wjeżdżając do tego miasteczka, warto wytężyć wzrok. Oto bowiem naszym oczom ukaże się hacjenda Pudziana. Raczej jej nie przegapicie, bo nazwisko lokatora zdradza niedyskretny napis przy wejściu.

W samej Białej Rawskiej warto chociaż przez ułamek minuty zauroczyć się małomiasteczkowym charakterem tej miejscowości, z jej drewnianymi chałupami w centrum, pozostałością po synagodze, zabytkowym, całkiem starym kościołem z XVI wieku czy mocno nadszarpniętym przez ząb czasu pałacem.

Jeszcze mocniej historią powieje 15 km dalej, w Rawie Mazowieckiej. Kiedyś było to najważniejsze miasto południowego Mazowsza, do rozbiorów była to nawet siedziba województwa. Do dziś po tej świetności ostały się jeno ruiny zamku książąt mazowieckich.

fot. Jerzy Strzelecki/Wikipedia

Kierując się dalej drogą wojewódzką na południe, zdziwić was może, że trasa nagle zrobi się dziwnie prosta i szeroka. To tzw. DOL, czyli drogowy odcinek lotniskowy. Za czasów „słusznie minionych” takich miejsc było w kraju całkiem sporo i miały służyć jako zapasowe lotniska dla wojskowych samolotów. Gołym okiem jednak widać, że ten obiekt nie był używany już dawno.

Wjeżdżając do Inowłodza, koniecznie odbijcie kawałek na wschód, by zobaczyć perełkę architektoniczną Mazowsza – kościół romański pw. świętego Idziego. Tym, co niespecjalnie interesują się historią i architekturą, powiem tylko tyle, że świątyń w tym unikatowym stylu mamy w Polsce niewiele. Tę wyróżnia nie tylko wiek (pochodzi z XII stulecia), ale także dobry stan zachowania oraz fakt, że w przeciwieństwie do innych romańskich kościołów w Polsce jego wnętrze nie zostało upaskudzone barokowym badziewiem. Spragnieni zabytków mogą też niecno zboczyć z trasy w kierunku Pilicy, by zobaczyć częściowo zrekonstruowany zamek z czasów Kazimierza Wielkiego.

fot. Konrad Wąsik/Wikipedia

A zaraz obok Inowłodza znajduje się geologiczna ciekawostka – kopalnia kwarcytu. Co w niej takiego ciekawego? – zapytacie. Ujmując rzecz prosto: Mazowsze (które jest naczelnym tematem tego blogu) charakteryzuje się tym, że lite skały są tu przykryte przynajmniej kilkudziesięciometrową warstwą piachów czy glin. Tu jednak skały są wyjątkowo „na wyciągnięcie ręki”.

Kolejna krajoznawcza ciekawostka to Spała – jednym znana jako ośrodek przygotowań olimpijskich, innym jako miejsce dorocznych dożynek prezydenckich. A tak naprawdę to po prostu całkiem przyjemna osada zlokalizowana pośród gęstych lasów nad brzegiem Pilicy (którą zresztą tu przekroczymy).

Kilka kilometrów dalej, sunąc przez przedmieścia Tomaszowa Mazowieckiego, warto pofatygować się kilkaset metrów leśną drogą w bok, by dotrzeć do rezerwatu Niebieskie Źródła. Zapewne wielu z was pomyśli sobie, że nazwa ta ma tyle wspólnego z rzeczywistością co nazwy warszawskiej patodeweloperki. Wcale nie! Źródła faktycznie są niebieskie (szczególnie, jeśli świeci słońce), co jest zasługą znajdujących się w podłożu wapieni jurajskich.

Kilka kilometrów dalej miniemy kolejną geologiczną ciekawostkę – dość sporą kopalnię odkrywkową piasków kwarcowych. Ze względu na wysoką zawartość kwarcu surowiec ten jest wykorzystywany w przemyśle szklarskim.

Przejeżdżać będziemy też koło wsi Smardzewice, gdzie znajduje się teren należący do Kampinoskiego Parku Narodowego. Tak, nie pomyliłem się! Oczywiście zasadnicza część KPN jest na zachód od Warszawy. Tu jednak w okresie międzywojennym postanowiono ulokować ośrodek hodowli żubrów, którym od 1973 r. zarządza właśnie ten park. Wbrew pozorom nie ma jednak żadnych planów, by zwierzaki z tej zagrody wypuszczać w Puszczy Kampinoskiej.

Tuż za Smardzewicami naszym oczom ukaże się Zalew Sulejowski utworzony na rzece Pilicy. Głównym celem zbiornika jest zapewnienie wody dla aglomeracji łódzkiej, a oprócz tego pełni także funkcje rekreacyjne. Z tym drugim bywa jednak ciężko. Gdy lato jest suche, linia brzegowa tego jeziora potrafi się znacząco cofać.

W tym miejscu należy się dygresja: trasę poprowadziłem drogą krajową nr 91, co niektórych może przerazić. Ruch jest tu jednak niewielki, bo większość pojazdów wybiera równoległą ekspresówkę. Za to nawierzchnia – bajka! Ale jeśli wolicie mniej uczęszczane drogi, za Zalewem Sulejowskim odbijcie w Kole na południe i dalej przez miejscowość Włodzimierzów do DW 742, następnie z Bliskiej Woli na zachód.

Wraz z kolejnymi kilometrami naszym oczom zacznie ukazywać się cel naszej podróży – teren elektrowni Bełchatów. Nawet jeśli nie dojrzymy jej kominów, to z dużą dozą prawdopodobieństwa dostrzeżemy unoszący się z nich dym.

Ukoronowaniem naszego pedałowania będzie wjazd na Górę Kamieńską, czyli zwałowisko zewnętrzne Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów wznoszące się, bagatela, 386 metrów ponad poziom morza. Niestety, widok z tej kulminacji jest taki sobie, ale przynajmniej zaliczyliśmy wjazd o zawrotnym przewyższeniu 180 metrów.

To jednak nie koniec ciekawostek krajoznawczych. Jeśli macie jeszcze parę w nogach, polecam pojechać do Kleszczowa. Dzięki podatkom odprowadzanym przez pobliską kopalnię i elektrownię jest to najbogatsza gmina w Polsce. Czy to widać? Cóż… z pewnością biednie tam nie jest.

Będąc w Kleszczowie, koniecznie trzeba także zajechać na pobliski punkt widokowy, by zobaczyć bodaj największą dziurę w Polsce. Jej dno znajduje się ponad 100 metrów pod poziomem morza! Mając to na uwadze, trudno się dziwić, że kopalnia znacząco obniżyła poziom wód gruntowych w całej okolicy. Kończące się złoża węgla oraz wprowadzana przez UE polityka klimatyczna sprawia, że dni tej kopalni są już policzone. Wówczas widoczny stąd dół zapewne zamieni się w całkiem spore jezioro.

Z Kleszczowa wokół największej dziury w kraju kierujemy się do punktu końcowego naszej eskapady, czyli Piotrkowa Trybunalskiego. Jeśli znajdziemy jeszcze wolną chwilę, warto rzucić okiem na okoliczne atrakcje, np. całkiem przyjemny rynek, pozostałości murów miejskich czy cerkiew.

Do Warszawy powrócimy całkiem szybko pociągiem.

Wujek dobra rada:

  • Uwaga! W chwili tworzenia tego wpisu końcowy odcinek drogi do Góry Kamieńskiej był w remoncie, stąd na mapie poniżej trasa jest niepotrzebnie zagmatwana. Radzę więc zachować w tym miejscu szczególną ostrożność!
  • Co do jakości nawierzchni, to przyznam się, że trasę tę pokonałem już parę ładnych lat temu i wówczas drogi nie były tu w najlepszym stanie, szczególnie za Tomaszowem Mazowieckim. Jeśli się to zmieniło, dajcie znać w komentarzach.
  • Punktów aprowizacyjnych nie powinno brakować. Najdogodniejsze z nich to: Biała Rawska, Rawa Mazowiecka, Inowłódz, Tomaszów Mazowiecki i Kleszczów.
  • Jeśli chodzi o ruch samochodowy, to poza wspomnianym fragmentem DK 91 jest całkiem spokojnie.
  • Przed ruszeniem w trasę sugeruję sprawdzić rozkład pociągów z Piotrkowa Trybunalskiego i zapewnić sobie bezpieczną rezerwę czasu. „Pośpiechy” nie jeżdżą tu przesadnie często.

1 myśl na “Już wyżej na nizinie się nie da!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.